0
kinka 17 października 2015 12:03
Tym razem wyjazd trochę mniej low-budgetowy, dzięki uprzejmości sąsiadki jadę na wakacje z biura podróży, z dużym bagażem w cenie. Przyzwyczajona do pakowania się na tydzień w małą wizzairową torbę walizkę mam w 2/3 pustą. Transfer, zakwaterowanie i wyżywienie mamy więc z głowy, nie planujemy jednak opalania przy hotelowym basenie, chcemy jak najwięcej zobaczyć. Plan zwiedzania mamy ramowy, bo na Maderze dużo zależy od pogody, która jest bardzo zmienna, w ciągu 30 minut potrafią nadciągnąć ciemne chmury lub te same chmury rozwieją się i pokaże się słońce.

Image

Wylot 30 września o 6 rano z lotniska Chopina czarterem EnterAir, przylot na Maderę o 10.30 lokalnego czasu (-1 godzina w stosunku do Warszawy). Pas startowy na Maderze jest jednym z najkrótszych w Europie, opiera się na 180 betonowych filarach, a jego część jest wysunięta poza krawędź wyspy. Niestety siedzimy po lewej stronie, więc podczas lądowania widzimy tylko półwysep Ponta de São Lourenço i bezkresny szafirowy ocean. Wita nas piękna pogoda, niesamowicie niebieskie niebo i ocean oraz wszechobecna zieleń.
Po przyjeździe do hotelu szybki prysznic i ruszamy na pierwszy spacer w kierunku wioski Camara de Lobos, oddalonej o około 2,5 km. Droga biegnie przez największą plażę na Maderze - Praia Formosa. Z daleka wydaje się, że plaża jest zbudowana z małych kamyczków, jednak z bliska małe kamyczki zamieniają się w kilku- i kilkunastocentymetrowe otoczaki. Przez całą drogę towarzyszy nam widok Cabo Girao, jednego z najwyższych klifów w Europie ( 589 m. n.p.m.)

Image

Image

Image

Image

Image

Jeżeli ktoś poszukuje piaszczystych plaż, tutaj będzie lekko zawiedziony. Ponieważ Madera jest wierzchołkiem wulkanicznej góry zanurzonej w znacznej części w oceanie, zejścia na plaże są tutaj strome, a same plaże kamieniste, żwirowe lub betonowe. Jedna z piaszczystych plaż znajduje się w miejscowości Calheta na południowym wybrzeżu, inna, Praia da Banda d’Além, w zatoce Machico po wschodniej stronie wyspy. Złocisty piasek, z którego są usypane, został specjalnie przywieziony z Maroka.
Jest ciepło, a nawet bardzo ciepło i dosyć wilgotno. Madera jest nazywana Wyspą Wiecznej Wiosny, ale absolutnie nie znaczy to, że powietrze jest na niej rześkie. W pierwszym tygodniu października temperatury na wybrzeżu oscylowały wokół 28-30 stopni, w nocy spadały do 24, zarówno w czasie deszczu, jak i ładnej pogody. Należy więc brać to pod uwagę przy planowaniu podróży i nie zabierać zbyt wielu ciepłych rzeczy, dwie bluzy i kurtka przeciwdeszczowa w zupełności wystarczą.
Po około półtoragodzinnym spacerku z wieloma przerwami na zdjęcia docieramy do uroczego miasteczka Camara de Lobos. Nazwa miejscowości oznacza "legowisko wilków morskich" pochodzi od fok, które dawno temu podobno lubiły się wylegiwać w tutejszej zatoce.

Image

Image

Image

Image

Image

Spodobała się ona też Winstonowi Churchillowi, który na tarasie jednej z restauracji rozstawiał swoje sztalugi i całymi dniami malował. Niestety w czasie naszego pobytu restauracja Churchill's była nieczynna. Jednym z wartych zobaczenia miejsc w Camarze jest kościółek Capella de Nossa Senhora da Conceicao, zbudowany około 1420r., w którym można obejrzeć malowidła z rybakami i wrakami statków. Można też na chwilę przysiąść w jednym z kilku barów i spróbować tradycyjnego likieru poncha, robionego z rumu, miodu i soku pomarańczowego. Z Camara de Lobos również bardzo dobrze widać klif Cabo Girao. W miasteczku jest mieszka sporo rybaków, zajętych popołudniami poza czyszczeniem sieci głównie grą w karty :) Patrząc z góry na prawie okrągłą zatoczkę otoczoną pastelowymi domkami krytymi pomarańczową dachówką przychodzi nam na myśl krajobraz Chorwacji. Miasteczko jest otoczone wzgórzami z tarasowymi plantacjami bananów. Widoki jak z pocztówki gwarantowane :)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Podczas włóczęgi po zakamarkach włóczęgi coraz bardziej daje nam się we znaki zmęczenie, kierujemy się więc z powrotem do hotelu z myślą, że jeszcze tu wrócimy, mamy przecież cały tydzień.
Wieczorem udajemy się na poszukiwanie sklepu, okazuje się, że w odległości 5 min. mamy centrum handlowe Forum Madeira, w którym jest supermarket portugalskiej sieci Pingo Doce. Zaopatrujemy się więc w artykuły pierwszej potrzeby:
Lokalne piwo Coral - 0,59 € 250 ml
Desperados - 1,59 € 300 ml, trzypak 4,70 €, w promocji 3 €
Chleb (na wycieczkowe kanapki) - 0,99 €
Mineralna niegazowana 2 l - 0,80 €
Pasztet z tuńczyka w puszce - 0,79 €
Paczka chouriço - 1,20 €, w promocji 0,80 €

Podczas konsumowania ww. artykułów podziwiamy widok rzęsiście oświetlonego Cabo Girao. Trzeba się pomału zbierać, bo o 9 rano odbieramy samochód z wypożyczalni i w drogę :)

ImageDzień 2.
Budziki na 7.30, żeby zdążyć się ogarnąć i zjeść śniadanie, zanim podstawią auto z wypożyczalni. Wstajemy z trudem, a tu ciemno! Na Maderze w październiku słońce wstaje kilka minut przed ósmą rano, w pełni jasno robi się dopiero około 8.30. Wiadomo więc już, że opcja rozpoczęcia wycieczki o 8 rano jest średnio możliwa. Jazda po maderskich drogach potrafi przyprawić o palpitację serca w pełni dnia, a co dopiero po ciemku :)
O 9 czekamy pod hotelem na pana z wypożyczalni Funchal Car Hire, którą bardzo polecam. Mieli najlepsza opcję wypożyczenia samochodu na 3 dni - 87,5 euro z SCDW (Super Collision Damage Waiver), zamiast Pandy dostaliśmy pięciodrzwiowe Punto z 2012r. 1.2 benzyna z klimatyzacją, bardzo przydatna przy tamtejszej wilgotności powietrza. Jedyny mankament to sprzęgło, które działa jakby miało przebieg pół miliona kilometrów a nie 65 tysięcy. Po pobieżnym obejrzeniu auta podpisuję umowę i jedziemy. To znaczy próbuję ruszyć ... Nachylenie "górki" to ponad 50 stopni. W końcu się udaje, pomimo zapaszku palonej gumy;) Kierunek - Porto Moniz na północy wyspy. wyjeżdżamy na jedną z głównych ulic Funchal, czyli Estrada Monumental i jedziemy w stronę Camara de Lobos. Trzeba szukać znaku "via expressa" lub "via rapida" i kierować się na drogę VR1, droga ekspresowa prowadzi wydrążonymi w skale tunelami i znaczącą skraca czas podróży, ja oczywiście tego znaku nie zauważam i jadę okrężną drogą. Dojazd do Camary zajmuje nam około godziny, najpierw wspinamy się serpentynami na szczyt góry,m potem z niej zjeżdżamy, potem kolejna góra i znów zjazd do miejscowości Ribeira Brava i mija kolejna godzina. Różnice wzniesień na Maderze są znaczne, wynoszą nawet 800 metrów, zakręty są bardzo ostre i często bardzo pod górkę, z trzydziestoprocentowymi barierkami. Osobom z lękiem wysokości i/lub lękiem przestrzeni oraz niewprawnym kierowcom nie polecam :) Po drodze podziwiamy widoki, m.in. tarasowe uprawy winorośli i bananów . Na wysokości 100-200 metrów uprawia się głównie winorośl, zaś na wysokości 200-500 m rosną bananowce.

Image

Image

Kręcimy się chwilę po Ribeira Brava. W miasteczku zwraca uwagę kościół Sao Bento (św. Benedykta) z XV wieku z wieżą wyłożoną azulejos, czyli cienkimi ceramicznymi płytkami, charakterystycznymi dla całej Portugalii.W międzyczasie znika słońce, niebo zaciąga się ciemnymi chmurami i zaczyna kropić. Wyjeżdżamy na drogę VR4 w kierunku Sao Vicente. Droga prowadzi głęboką doliną pomiędzy stromymi górami w centralnej części wyspy, w kilku miejscach jedziemy również przez wydrążone w skałach tunele, co znacząco skraca czas podróży. Szczyty gór są w chmurach, ale im dalej na północ, tym bardziej się przejaśnia. Dojeżdżamy do Sao Vicente, od razu nazwanego przez nas maderską Szwajcarią :) Wysokie góry gęsto porośnięte zielonym lasem i domki ze spadzistymi drewnianymi dachami.

Image

Image

Image

Image

Zostawiamy auto na dość dużym parkingu przy wjeździe do miasteczka i idziemy na szybkie zwiedzanie. W Sao Vicente można zwiedzić jaskinie i Centrum Wulkanologiczne, jednak nie korzystamy z tej możliwości. Miasteczko składa się z zaledwie paru uliczek, placu, kościoła i kilku sklepów. Szybki spacer na żwirową plażę, przywitanie z jaszczurkami, które na Maderze są wszędzie w ilościach wręcz niewiarygodnych i ruszamy w dalszą drogę w stronę Seixal. Niestety stara droga ER101, w dużej części wykuta w pionowych ścianach, oferująca rewelacyjne widoki jest w całości zamknięta z powodu skalnych osuwisk (łańcuchy i znaki zakazu wjazdu), a nie za bardzo jest się gdzie zatrzymać, żeby chociaż kawałek się po niej przejść. Rekompensujemy sobie to zatrzymując się w każdym możliwym miejscu. Jednym z tych miejsc jest punkt widokowy Veu de Noiva przed przylądkiem Ponta do Poiso. Mamy tu do dyspozycji nawet kawałek parkingu, nie trzeba zastawiać ludziom drzwi do domu :) Z puntu widokowego podziwiamy klify północnej części wyspy, spływający z nich wodospad i niesamowicie przejrzyste wody oceanu. Po nacieszeniu wzroku jedziemy już prosto do Seixal.

Image

Image

Image

Image


W końcu dojeżdżamy do Porto Moniz. Zostawiamy samochód na dużym placu zaadaptowanym na bezpłatny parking (w okolicy jest sporo parkingów płatnych). Kierujemy się w stronę wybrzeża. Po obydwu stronach mamy naturalne baseny lawowe (Piscinas Naturais), z tym, że po prawej pozostały w formie "dzikiej", zaś po lewej zostały lekko zmodyfikowane i zaadaptowane na kąpielisko (wstęp jedyne 1,5 euro). Szczerze mówiąc nie zachwyca nas to kąpielisko.. Krajobrazy na Maderze są wspaniałe m.in. przez swą dzikość, a ingerencja człowieka zawsze trochę razi. Niemniej jednak lawowy baseny "bez poprawek" to co wspaniałego. Niestety nie pomyślałyśmy o wzięciu chociażby klapek i ręczników, żeby z nich skorzystać ;)

Image

Image

Image

Image

Posilone kanapkami zastanawiamy się co dalej. Niebo jest prawie całkiem zachmurzone, w centrum wyspy widać czarne chmury, więc rezygnujemy z dalszej drogi w kierunku Achadas da Cruz i kierujemy się z powrotem. Tym razem zamierzamy jechać przez Encumeadę (1007 m n.p.m.) i jedyny na wyspie płaskowyż Paul de Serra. Z punktu widokowego Boca da Encumeada można zobaczyć ocean zarówno z południowej, jak i północnej strony wyspy. Niestety zaczyna padać deszcz, więc nie zobaczyłybyśmy kompletnie nic. Wracamy do Funchal tak, jak przyjechałyśmy, tylko w Ribeira Brava zjeżdżamy od razu na via rapida.
Po kolacji stwierdzamy, że za mało dziś łaziłyśmy, idziemy więc na spacer do centrum Funchal, przecież to tylko 3 km w jedną stronę. Wracamy ledwo powłócząc nogami :)

Image

Do Porto Moniz można tez dojechać z Funchal autobusem Rodoeste nr 142, który odjeżdża ze stolicy o 8.05, podróż trwa ponad 3 godziny. Powrotny autobus do Funchal odjeżdża z Porto Moniz około 16, więc czasu na miejscu powinno wystarczyć.Dzień 3.
Dzień zaczynam od sprawdzenia prognozy pogody, robię to jeszcze kilkadziesiąt razy w ciągu dnia. Ponieważ apple'owa aplikacja często się myli, accuweather pokazuje prognozy pesymistyczne, a 10-day-weatherforecast zbyt optymistyczne, szukam innej strony. Dokopuję się do Norweskiego Instytutu Meteorologicznego http://www.yr.no/, którą bardzo polecam - przy maderskiej pogodzie w kratkę (a raczej w bardzo drobną krateczkę;) ich prognozy naprawdę się sprawdzały.
okazuje się, że tego dnia na prawie całej wyspie miało padać. Z wyjątkiem jednego miejsca, wschodniego krańca - Ponta de São Lourenço. Decyzja jest więc prosta - tam właśnie się wybieramy. Według internetów, przylądek został tak nazwany, ponieważ podobno João Gonçalves'a de Zarco, jeden z trzech odkrywców wyspy, zbliżając się do tego kawałka ziemi krzyknął "São Lourenço, to za mało!". Jest on częściowym rezerwatem przyrody i częścią obszaru Natura 2000. Nie ma tu drzew, za to mieszkają tu dzikie kanarki i tysiące jaszczurek.
W Funchal już pada, kolejka linowa na górujące nad miastem wzgórze Monte znika w niskich chmurach.
Jedziemy drogą ER109 w stronę Machico i Canical, po drodze przejeżdżając pod pasem startowym lotniska :) Wcześniej trzeba jednak zatankować. Sympatyczny pan ze stacji pyta, skąd jestem i na słowo "Poland" odpowiada "Polska? Lewandowski!" Mamy więc kolejny, oprócz Lecha Wałęsy i Jana Pawła II symbol Polski znany w całej Europie ;)

Samochodem dojeżdżamy na sam początek szlaku turystycznego oznaczonego jako PR8 - Vereda Ponta de São Lourenço. Jest tu parking na kilkadziesiąt samochodów i mała budka na kółkach z lodami i zimnymi napojami. Według tablicy informacyjnej przejście szlaku prowadzącego na sam koniec przylądka, mającego długość 2,5 km, zajmuje 2,5 godziny. Śmiejemy się, że to pewnie emeryci tyle idą, bo 2,5 km to się robi w 20 min szybkim krokiem. Bardzo się myliłyśmy. W ogóle szlaki turystyczne na Maderze nie są łatwe - bardzo strome podejścia, wąskie ścieżki wykute w skale, często bez żadnych zabezpieczeń.
Ruszamy. Najpierw w dół po niby-schodkach, potem ostro w górę. Niebo zasnute chmurami i ostry wiatr, ale bardzo ciepło, dobrze powyżej 25 stopni, i nie pada. Z każdym krokiem szczęki opadają nam coraz bardziej :)

Image

Image

Image

Image

Image

Tych widoków nie da się opisać, to coś niesamowitego. Skały przylądka wznoszą się do 180 metrów nad poziom morza, widoki co chwilę się zmieniają, więc co chwilę zatrzymuję się i robię zdjęcia. Po przejściu pierwszego szczytu podziwiamy formacje skalne po północnej stronie przylądka, potem idziemy przełączą, po kolejnym szczycie wchodzimy na płaskowyż, przed nami rozciąga się widok na kolejny szczyt z obsadzonym palmami schroniskiem turystycznym u stóp. Pustynny krajobraz kojarzy nam się z Iranem, a wyglądające jak oaza pośrodku pustyni zostaje ochrzczona mianem bazy Bin Ladena :D

Image

Dojście tam zajmuje nam jeszcze około godziny, ale w międzyczasie pojawia się słońce i skrawki błękitnego nieba! Trzeba uważać, żeby nie oberwać od palmy z liścia :lol:

Image

Image

Po krótkim odpoczynku, spożyciu kanapek i skorzystaniu z toalety (pani pobierająca opłatę krzyczy za nami, że możemy jeszcze umyć ręce za free) idziemy dalej. Znów bardzo strome podejście, po schodkach i z barierkami ze stalowych lin. Słońce przypieka już bardzo mocno. W końcu jesteśmy na szczycie.

Image

Szafirowy ocean i skały w różnych odcieniach brązu. Zachwyt. To koniec szlaku, dalej są bezludne wysepki, będące ścisłym rezerwatem. Droga z kilkunastoma krótkimi przystankami zajęła nam 2,5 godziny, a do emerytów w żadnym wypadku nie należymy :) Przez kilka minut napawamy się widokiem i zaczynami pomału wracać.

Image

Image

Image

cdn.Po drodze spotykamy Polaków, którzy byli już na Ponta Sao Laurenco kilka lat temu i szlak był zamknięty z powodu niebezpieczeństwa osuwisk skalnych. A więc w to miejsce warto wybrać się podczas ładnej pogody, w ogóle, jak już wspominałam, plan zwiedzania na Maderze warto dostosować do aktualnych warunków atmosferycznych, bo, jak mawiają Maderczycy, na wyspie zawsze gdzieś jest słońce, tylko czasem trzeba go poszukać ;)

Image

Image

Image

Powrót zajmuje nam mniej niż godzinę, nadal wieje, ale bardzo mocno świeci słońce, więc ramiona i nos spieczone na raka. Promienie słoneczne na Maderze padają pod innym kątem niż w Polsce, opalić się można nawet przy lekko zachmurzonym niebie, więc polecam zabrać ze sobą coś do opalania, ewentualnie panthenol na oparzenia :D

Image

Po dotarciu na parking bardzo przydaje się sklepowa budka na kółkach - zimna Nestea (1,5 euro) pomaga dojść do siebie. Jest już po 17, wracamy więc do samochodu i ruszamy w drogę powrotną do Funchal. Za pierwszym zakrętem mijamy znak "Miradouro", czyli punt widokowy, skręcamy więc ostro pod górę i po chwili docieramy na miejsce. Z punktu można podziwiać oświetlone popołudniowym słońcem formy skalne znajdujące się na północnej stronie przylądka.


Dodaj Komentarz

Komentarze (18)

damianek 21 października 2015 23:39 Odpowiedz
jak jesteście w Funchal polecam zajrzeć choćby na poncho do knajpki O AVO, przesympatyczny właściciel i bardzo dobre ceny.
kinka 22 października 2015 20:35 Odpowiedz
Niestety już nie jesteśmy. Dziękuję, postaram się do końca miesiąca napisać resztę :)
refiko 22 października 2015 20:38 Odpowiedz
W lutym lecę na Maderę więc czekam na jeszcze! :D
zxcvbnm 22 października 2015 22:33 Odpowiedz
Czekam z niecierpliwością na kolejną część, oglądając kolejne zdjęcia przypominają się te krajobrazy. Kto był, to na pewno zrozumie.Czuję, że nadszedł czas, aby w końcu opisać tegoroczną majówkę na Maderze.
dermatofag 30 października 2015 11:29 Odpowiedz
zxcvbnmCzekam z niecierpliwością na kolejną część, oglądając kolejne zdjęcia przypominają się te krajobrazy. Kto był, to na pewno zrozumie.Czuję, że nadszedł czas, aby w końcu opisać tegoroczną majówkę na Maderze.
dermatofag 30 października 2015 11:32 Odpowiedz
Kinka i ZXCVBNM (nie mogłeś wziąć górnej linijki liter?) - prośba: napiszcie coś, skoro i tak zamierzacie. Mam za dwa tygodnie lot i gorączkę przygotowawczą. Twórczo wykorzystałem Kinki opis, popinowałem co mogłem, ale co dalej? No i kilka rad: co koniecznie, czego unikać, z czego skorzystać? Będę wdzięczny usilnie.
dermatofag 30 października 2015 11:32 Odpowiedz
Kinka i ZXCVBNM (nie mogłeś wziąć górnej linijki liter?) - prośba: napiszcie coś, skoro i tak zamierzacie. Mam za dwa tygodnie lot i gorączkę przygotowawczą. Twórczo wykorzystałem Kinki opis, popinowałem co mogłem, ale co dalej? No i kilka rad: co koniecznie, czego unikać, z czego skorzystać? Będę wdzięczny usilnie.
dermatofag 30 października 2015 11:35 Odpowiedz
kiks, przepraszam. Generalna prośba o szybkie dopiski, bo niedługo tam lecę. Dzięki!
kinka 30 października 2015 21:50 Odpowiedz
Już piszę :) Tylko tak długo schodzi ze zdjęciami ...
kinka 30 października 2015 21:50 Odpowiedz
Już piszę :) Tylko tak długo schodzi ze zdjęciami ...
dermatofag 2 listopada 2015 09:38 Odpowiedz
kinka napisał:Już piszę :) Tylko tak długo schodzi ze zdjęciami ...Zdjęcia pal diabli! Sam zobaczę!Jakieś rady? "Tam nie jedź - kicha", "Tam koniecznie!".Bierzemy samochód i mamy 5 dni, wygląda, że będziemy czasem dublować trasy, to, w końcu, niewielka wyspa...Coś z jedzenia? Słynne pałasze - pałaszować, czy nie warte tego?
kinka 2 listopada 2015 10:00 Odpowiedz
Nie ma miejsc, w które nie warto jechać. Północne wybrzeże zdążycie w jeden dzień, Porto Moniz, Sao Vicente, aż do Ponta Delgada i może Santany, wszędzie jest blisko, zależy, ie czasu będziesz chciał spędzić w danym miejscu. Nam pogoda nie pozwoliła na Pico Ruivo i Pico Areiro, wzgóze Monte, Madalena do Mar, a są warte zobaczenia. Odpuściłyśmy sobie ogrody botaniczne. Koniecznie wybierz się na Ponta Sao Laurenco, tylko przy jak najlepszej pogodzie, i na Cabo Girao, jak stwierdzisz, że wjazd autem cię przerasta, to autobus 142 dojeżdża prawie na samą górę, można wrócić na piechotę i podziwiać widoki. Tam tez najlepiej w słońcu i po południu, kiedy słońce oświetla Fuchal, chmury potrafią zawisnąć poniżej platformy widokowej i wtedy nic nie zobaczycie. Koniecznie też na Eira do Serrado - punkt widokowy na położoną w głębokiej dolinie Wioskę Zakonnic czyli Curral das Freiras, robi mega wrażenie. Przy ładnej pogodzie można więcej, możesz jechać np. na zachodnie wybrzeże i zaglądać do każdego miasteczka po drodze :) Pałasz z bananami i marakują to jedna z najpyszniejszych potraw, jakie jadłam w życiu.
cypel 2 listopada 2015 10:13 Odpowiedz
kinka napisał:Po obfotografowaniu skałek i przelatującego nad naszymi głowami samolotu TAP Portugal wracamyTo nie jest TAP tylko Transavia.
kinka 3 listopada 2015 09:17 Odpowiedz
cypel napisał:kinka napisał:Po obfotografowaniu skałek i przelatującego nad naszymi głowami samolotu TAP Portugal wracamyTo nie jest TAP tylko Transavia.A no przecież :D Oczy już nie te :P
raphael 9 listopada 2015 19:55 Odpowiedz
Z miłą chęcią przeczytałem i czekam na ciąg dalszy.Nieco zaskoczyły mnie widoki z wysuszonego Ponta de São Lourenço - gdy byłem tam w styczniu, oaza wcale nie przypominała bazy islamistów, ale raczej jakieś irlandzkie łąki. Ale fakt, lato i słońce sporo wypaliły :) Porównajcie sobie, jak to samo wygląda w barwach soczystej zieleni.
kinka 12 listopada 2015 10:40 Odpowiedz
raphaelZ miłą chęcią przeczytałem i czekam na ciąg dalszy.Nieco zaskoczyły mnie widoki z wysuszonego Ponta de São Lourenço - gdy byłem tam w styczniu, oaza wcale nie przypominała bazy islamistów, ale raczej jakieś irlandzkie łąki. Ale fakt, lato i słońce sporo wypaliły :) Porównajcie sobie, jak to samo wygląda w barwach soczystej zieleni.
Wow! Nie spodziewałam się aż takiej różnicy!
kinka 12 listopada 2015 10:40 Odpowiedz
raphaelZ miłą chęcią przeczytałem i czekam na ciąg dalszy.Nieco zaskoczyły mnie widoki z wysuszonego Ponta de São Lourenço - gdy byłem tam w styczniu, oaza wcale nie przypominała bazy islamistów, ale raczej jakieś irlandzkie łąki. Ale fakt, lato i słońce sporo wypaliły :) Porównajcie sobie, jak to samo wygląda w barwach soczystej zieleni.
Wow! Nie spodziewałam się aż takiej różnicy!
badmoon 18 listopada 2015 11:44 Odpowiedz
kinka napisał:Nam pogoda nie pozwoliła na Pico Ruivo i Pico Areiro, wzgóze Monte, Madalena do Mar, a są warte zobaczenia.Świetna relacja i super fotki. Żałuj, że nie wjechałaś na Pico do Arieiro. Jeśli w połowie drogi miałaś mgłę, to był dobry znak. Na Pico wjeżdżałem 3 razy. Dwukrotnie przez połowę drogi przedzierałem się przez gęste chmury (wioczność z 10-15 m max), szczyt natomiast był w pełnym słońcu, a poniżej nas morze z puchu. Widok był nieziemski, później poszukam i coś wrzucę u siebie. Zrobiłem tam sobie nawet piknik ;) Za trzecim razem jednak nie było już mgły w połowie drogi. Chmury były powyżej szczytu. Było przez to niesamowicie zimno (ok. 6 st. C we wrześniu, kiedy na dole mieliśmy 25-30), szaro i nieciekawie. Zjechałem po 5 min, pomimo że jechałem tam z południowo-zachodniej części wyspy.Ogród Monte Palace Botanical Garden na pewno warto odwiedzić. Nie interesują mnie kwiatki, a jednak zrobił na mnie duże wrażenie. W Madalena do Mar raz mieszkałem w domku przy samej plaży. Co tam jest takiego ciekawego? Owszem, miejscowość urokliwa, ale chyba nie zapuściłbym się tam specjalnie z Funchal.kinka napisał:Pałasz z bananami i marakują to jedna z najpyszniejszych potraw, jakie jadłam w życiu.Zgadzam się, ale nie wszędzie jest tak dobra. Jadłem ją wieokrotnie w kilku różnych miejscach i o dziwo najlepsza (wg mnie i pozostałej trójki z mojej wypadowej ekipy) była serwowana w hotelowej resturacji Calheta Beach. To ten starszy hotel, a wejście do knajpy od lewej strony stojąc twarzą do morza. Zaznaczam to, bo jest też bar po prawej i tam już dobrze nie karmią. Samą plażę lepiej sobie odpuścić, bo przez te betonowe bloki jest ohydna. Na pewno więcej uroku ma ta w Machico, a najfajniejsza, bo piaszczysta i naturalna jest Prainha (po naszemu plażyczka ;) ) w Canical.